Fajny tytuł, bo poprzedni był lewy cz. 2


Blizny. Okropne, fioletowe blizny, niczym uderzenia batem. Na całej długości jego pleców. Niektóre jeszcze świeże, czerwone. Ramiona, barki, kręgosłup. To było gorsze, niż jego nacięcia na rękach. Nie mógł zrobić sobie tego sam. Po tym co słyszałem parę minut temu, doszedłem do wniosku, że może pan Madara Uchiha, był temu winny, ale czy to nie za pochopne osądzenia?
— Wyjdź! — nakazał cicho Sasuke, nieco załamanym głosem.
Dopiero teraz zorientowałem się, że podniósł się z granatowego posłania. Patrzył na mnie, tak jakby złością chciał zamaskować ból. Jego policzek zdobiła czerwień, a z nosa ciekła krew. Usiadł powoli na łóżku, patrząc nieustannie, prosto w oczy. Zaciskał wargę, która — jak mi się wydawało — trzęsła się. A ja stałem i patrzyłem, z rozdziawioną buzią. Byłem w szoku. Jedynym racjonalnym czynem wydało mi się sprawdzenie, czy nie ma większej ilości obrażeń. Przesunąłem wzrokiem po jego klatce piersiowej i brzuchu, ale tam na szczęście nie było niczego podejrzanego, oprócz wystających żeber.
— Czy... — przełknąłem głośno ślinę — Sasuke... czy on cię bije? — zapytałem.
Jego tęczówki drgnęły. Po chwili spuścił wzrok na podłogę.
— Upadłem... Wystarczy? A teraz wyjdź! — kłamał. Wiedziałem, że kłamał. Wypowiedział to tak jakby się zastanawiał. Wydawał się być spokojny. Właśnie, wydawał. Wiem, że w środku walczył ze sobą.
— Ale to... — popatrzyłem w bok zaciskając usta. Skoro nie chciał po dobroci... — Trzeba to zgłosić na policję — nakazałem, a w moim głosie było słychać złość i zdenerwowanie.
Popatrzyłem na niego, ale on dalej patrzył na podłogę.
— Słyszysz co do ciebie mówię?! — krzyknąłem. — To jest znęcanie się! Nie rozu...
Nie dał mi dokończyć. Jednym, szybkim, zdecydowanym ruchem uderzył mnie w żuchwę, przez co cofnąłem się od dwa kroki do tyłu.
— To ty nie rozumiesz! — krzyknął wymijając mnie i wybiegając z pokoju. Może to było tylko moje wyobrażenie, ale wydawało mi się, że łkał.
Wróciłem do pokoju sunąc nogę za nogą. Nie wiedziałem, co myśleć. Nie wiedziałem, co robić. Nie wiedziałem, gdzie pobiegł. Nic nie wiedziałem. A nie, wiedziałem jedno: szczęka mnie boli. Wszedłem do mojego pokoju i rzuciłem się jak długi na łóżko. Kątem oka spojrzałem na zegarek leżący na szafce nocnej. Była dwudziesta druga trzynaście. Zanim zasnąłem myślałem trochę nad tym co się tu działo. Nawet nie pamiętałem momentu, w którym zmorzył mnie sen.
Następnego dnia rano, wstałem o szóstej, żeby wziąć szybki prysznic i już trzydzieści minut potem, zameldować się u pana Koyo. Z kuchni nie wychodziłem do trzynastej, ponieważ staruszek musiał dziś wyjść o szesnastej i przygotował deser i kolację, a moim późniejszym zadaniem było je odgrzać i zanieść do jadalni o odpowiednich porach. Gdy skończyłem obierać warzywa, mój szef poprosił mnie, abym poszedł jeszcze po jeden składnik do obiadu, który znajduje się w  spiżarce. Aby tam dojść, musiałem wyjść z kuchni, przejść przez korytarz, wspiąć się po schodach, wejść na parter. Następnie otworzyć stare, ciężkie, dębowe drzwi, którym towarzyszyło nieznośne skrzypienie zardzewiałych zawisów, które przyprawiało o gęsią skórkę i ponownie zejść po schodach. Jedynym źródłem światła, były tam lampy osadzone przy samym suficie. Miejsce to trochę mnie przerażało, wyglądało jakby nikt tu od wieków nie wchodził, ściany obrośnięte pajęczyną i zapach pleśni.
Na dole znalazłem dwoje drzwi. Jedne stalowe, zamknięte na kłódkę, a drugie zwyczajne drewniane. Od razu podszedłem, do tych, które wydawały się oczywiste jak na wejście do spiżarki. Pociągnąłem je do siebie, krzywiąc się na dźwięk jaki wydały i z ociąganiem zajrzałem do środka. Tu nie było żadnego światła. Wszystkie trzy ściany były nie większe niż szerokość drzwi, które były właśnie czwartą ścianą. Było tam pełno słoików, niektóre z jakimiś powidłami, sokami, a inne z sałatkami.
Zaatakowała mnie nagła panika, gdy usłyszałem skrzypienie zawiasów i jak ktoś, kto robił coś złego, wystraszony zamknąłem drzwi. Usłyszałem rytmiczne uderzenia ciężkich butów, typu glany, a po nich ciche, jakby niepewne szuranie.
— Już ci mówiłem, spadaj mały — warknął nieznajomy mi głos. Wtedy nie byłem pewny, ale wydawało mi się, że należy do mężczyzny powyżej dwudziestu lat.
— Itachi, proszę, porozmawiajmy — to był z pewnością głos Sasuke. Był cichy, niczym u zbitego psa. Ale zaraz... To imię wydało mi się znajome...
— Chcesz dołączyć do rodziców? — zapytał z kpiną ten starszy.
Usłyszałem tylko, jak ktoś przełyka głośno ślinę, po czym tupanie ustało. Szczęk kluczy i przekręcenie jednego w zamku. Pociągnięto za potężne drzwi i znów słyszałem kroki, tylko te ciężkie. Wychyliłem powoli głowę, przeklinając się w duchu, że jestem blondynem. Zauważyłem, że przed otwartymi drzwiami stoi Sasuke i niepewnie pociera dłońmi o siebie, jakby się wahał.
— Co jest? Taka fujara jesteś, że nawet nie chcesz zobaczyć miejsca, gdzie rodzice konali na twoich oczach? — padło pytanie przesycone jadem.
Sasuke jakby jęknął i od niechcenia wsunął się do środka. Podszedłem bliżej, do zacieniowanego miejsca, które było dość strategiczne; ja widziałem ich i pomieszczenie jak na tacy, ale oni nie widzieli mnie. Gdy ujrzałem tego mężczyznę, gdy stał obok Sasuke, uderzyło mnie ich podobieństwo. Ten wyższy wyglądał jak chłopak ze zdjęcia w korytarzu, które ostatnio chciałem obejrzeć. Zaczęło mi w głowie huczeć imię "Itachi" i domyśliłem się. To był jego brat. Jego starszy brat. Miał szczuplejszą, podłużną twarz, dłuższe włosy spięte na karku. Ubrany był jak członek jakiegoś gangu; obdarte, ciemne rurki, glany i czarny płaszcz w czerwone chmury z białymi obwódkami. Zaczął grzebać w jakiejś skrzyni, a Sasuke wpatrywał się w wielką plamę krwi na podłodze. Była stara, prawie nie było widać, że to krew, ale domyśliłem się z rozbryzgu na ścianie, który sugerował, że kogoś tu postrzelono, a wcześniejsza rozmowa rodzeństwa Uchiha wskazywała na to, że ich rodzice tu zginęli.
— Pamiętasz te skrzynie co? Ciasno było? Po ilu dniach cię znaleźli? — pytał nie odwracając się do Sasuke przodem. Szesnastolatek udawał, że nie zwraca na niego uwagi, a ja spostrzegłem, że z oczu płyną mu łzy. Pierwszy raz widziałem jak płakał.
— No skoro już tu jesteś bekso, to mów co chciałeś i spadaj — znów powiedział, tym razem celując w niego pistoletem, którego zapewne szukał w skrzyni. Przeraził mnie ten widok.
— Ja... Ja znam prawdę — powiedział przez łzy.
Starszy miał nietęgą minę słysząc to. Podszedł szybko do bruneta i przyparł go do ściany.
— Co tam bredzisz? — zapytał niedowierzająco.
Sasuke przekręcił głowę w bok, a krystaliczna ciecz swobodnie spływała mu po twarzy.
— Ja... Widziałem maskę... u Madary w pokoju... trzy lata po tym jak ciebie oskarżono o zabójstwo rodziców...
Itachi chwycił go za ramiona i potrząsając nim warkną: „To nic nie zmienia! Mogłem mu ją dać! Przestań pieprzyć”. Nie wiem co mnie pokusiło, ale wyciągnąłem telefon z moich pomarańczowych spodni i zacząłem ich nagrywać.
— Zabierz mnie stąd... błagam — wychrypiał. — Wiem, że to on... Widziałem papiery, w których był jego plan, wykupieni świadkowie i wrobienie ciebie... Chociaż on powiedział, że sam się na to zgodziłeś, bo powiedział, że jak się nie podłożysz to on i mnie zabije... Zrobił to dla odziedziczenia pieniędzy... Aniki*, błagam cię, zabierz mnie stąd! Odkąd wiem, on się nade mną znęca... Co jakiś czas przychodzi do mnie do pokoju... I bije mnie, żebym nie mówił policji... Jeśli nie on mnie w końcu zabije, to ja sam to zrobię...
Jego głos był ochrypły, oczy czerwone. Jego brat wpatrywał się w niego z niedowierzaniem i troską, a po chwili złością i znów troską. I zrobił coś czego się nie spodziewałem. Przytulił Sasuke.
— Zabrałbym cię, ale tkwię w większym gównie niż ty. Jeśli ktoś podłoży Madare, mamy szanse, ale jeśli któryś z nas zrobi cokolwiek, zanim zdążymy podjeść na komendę, zginiemy oboje, ototo**.
— Jest jeszcze coś... Naruto jest tu na wymianie u kucharza... on coś podejrzewa... Widział moje rany... Jeśli zadzwoni na policję, Madara będzie o tym wiedział szybciej niż odbiorą... tu są podsłuchy... — powiedział stłumionym głosem, z nosem wbitym w klatkę piersiową brata. Ten objął go mocno i tak stali, obaj nie wiedząc co robić.
Zapisałem film, włożyłem telefon do kieszeni i powoli, jak najciszej wróciłem do spiżarki. Cicho zamknąłem drzwi i oparłem się o nie plecami. Podniosłem rękę na wysokość skroni i zacząłem nią masować. Powaga tej sytuacji uderzyła we mnie zbyt mocno. Szok nie pozwalał wykonać żadnego racjonalnego ruchu. Zjechałem plecami na ziemię, szarpiąc moją ulubioną, ciemnozieloną koszulkę z czarnym wirem na środku klatki piersiowej. Usiadłem na podłodze z głośnym łomotem i westchnąłem. W pomieszczeniu było duszno, żadnego źródła światła, a ja boję się pająków, które zapewne tam występowały. Poczułem, jak po mojej twarzy spływa pot. Po chwili uspokoiłem się, położyłem głowę na ramieniu i rozmyślałem. Sam nie pamiętam, w którym momencie zmorzył mnie sen. Po prostu odpłynąłem, w potoku własnych myśli.
Gdy się ocknąłem, byłem cały odrętwiały. Bolał mnie kark, kręgosłup i siedzenie. Wstałem i przeciągnąłem się mocno, przez co po całym pomieszczeniu dało się słyszeć trzeszczenie moich kości. Pociągnąłem za klamkę i zamarłem, nasłuchując. Nie usłyszawszy żadnego dźwięku wyszedłem na korytarzyk. Było ciemno, żadna lampa się nie świeciła. Wymacałem metalowe drzwi i kłódkę. Były zamknięte. Szedłem dalej, aż do momentu, w którym nie runąłem na schody. Upadek był bolesny. Nabiłem sobie kilka sporych, obrzydliwie fioletowych sińców. Wymacawszy ścianę, wspiąłem się po męczeńskich stopniach. Pchnąłem drzwi, które po raz trzeci, dzisiejszego dnia, przyprawiły mnie o dreszcze. Na górze usłyszałem szybki bieg i znów dudnienie glanami. Itachi. Nie przejąłem się tym i poszedłem do kuchni. Pana Koyo oczywiście już nie było. Martwiło mnie, że go zawiodłem. Na stole znalazłem kartkę, na której pisało, że kolacja i podwieczorek są w lodówce. Zajrzałem na zegarek, była szesnasta osiem. Miałem sporo czasu, więc udałem się do swojego pokoju na górze.

[Autor: Calessa]
Krzycz. Krzycz. Rwij się. Żałośnie wyj. Mały gówniarz, dzieciak który niszczy mi życie. Ten, który wygrał los na życie. Nie powinienem mu wtedy darować. Masuję skronie, staram się uciszyć oddech. Ale już za późno. To pulsuje we mnie, przedostaje się do czaszki, rozrywa moje zlodowaciałe serce. To już jest we mnie. Ten potwór, który mnie bawi. Kocham to uczucie, gdy przerywam jego skórę. To nie tak, że czuję satysfakcję z upokorzenia lub jego bólu. Ja zwyczajnie... Wymierzam karę, za fakt jego narodzenia. Tego widoku stróżek krwi. Kontrakt na twoje życie, niebawem wygaśnie, gówniarzu.
Wchodzę. Nie, ja przez te parę sekund zdołałem wstrzymać obrót Ziemi, zawłaszczyć sobie czas ludzki. Moje usta drżą, silę się kwaśny uśmiech. Taki gorzki, wykrzywia mi twarz.
— Sasuke, byłeś niegrzeczny. Dobrze o tym wiesz.
Odrywa na chwilę twarz od książki. Momentalnie potulnieje, widzę, jak przebiega przez niego kryty dreszcz. Nie robi to na mnie wrażenia, już nie. To jedynie... Początek gry.
— Nie, nie będę ci tak mówił. Nie jesteś już małym chłopcem, tak pewnie sądzisz... Zwyczajnie cię zamorduję.
Przestąpiłem wnet próg pokoju. Nie zamierzałem się bawić. To wcale mnie nie śmieszyło. Zero wnętrzności, bez rewelacji, wyrzygana subtelność. „Byle go nie zabić, byle nie zabić”. Jestem cholernie dobrym wujaszkiem.
Nie widziałem u niego niczego, co by mogło wyglądać na sprzeciw. Drwiłem z niego w duchu, był zwykłą szmatą.
— Dobrze wiesz, że mógłbym to zrobić. Przecież mnie znasz — powiedziałem, podchodząc.
To było zabawne, jak omijał mój wzrok. Wciąż próbował być wielkim buntownikiem. Kiedyś by mnie to bawiło, ta młodzieńcza próba władczości. Teraz zwyczajnie wkurzało. Denerwował mnie całym sobą. Był repliką, dokładną mieszanką ojca i matki.
Rzuciłem się na niego. Wcześniej nie zamierzałem nie dotrzymywać obietnicy, teraz jednak wiedziałem, że coś się szykuje. Itachi przestał milczeć, trzymać się na uboczu sprawy. Dobrze wiedział, jak to się skończy. Jeden cios — obrzydliwy siniec gotuje się na twarzy. Kolejny — wypływająca krew i poruszenie zębów. Zaraz, łapie mnie za nadgarstek. Hahaha, dobre sobie. Ja... Nie czuję kompletnie nic. Zero satysfakcji, brak własnej chęci. To zwyczajny obowiązek. Tak, w to się to przerodziło.
Odskakuje, uderzając mnie w brzuch. Nawet się nie zginam.
— Heh — szepczę.
Miarka się przebrała. Chwytam go za gardło i podduszam. Zatapiam paznokcie w tętnicy. Kolejny cios, upada na ziemie. Dotykam powieki, ledwo mnie zadrapał. Spluwam na niego. Wnet chwyta lampkę będącą na stoliku i rzuca nią. Nie zdążam się uchylić. Chybocze się i zataczam do tyłu. Krew.
Kap. Kap. Kap.
Ciepła. Wysuwam język. Pyszna. Heh.
Osuwam się po ścianie. Widzę na jego twarzy panikę.
— Zamorduje cię. Zamorduje jak twoją matkę.
Strach go paraliżuje. Nie wie, gdzie miałby i czy w ogóle ma uciec. Cholernie dobre dziecko. To przecież tylko zabawa. Wyciągam więc z kieszeni pistolet i celuje, pomimo zlepionego cieczą oka. Jeden, celny strzał w ramię i jeszcze dwa w dłoń. Uroczo się wykrwawia, twój synalek, braciszku.
Podnoszę się. Jest już i on. Znalazł się obrońca uciśnionych, ten, co zezwolił na mord rodziców. Itachi Uchiha. Hipokryzja króluje tym światem, to takie zabawne. Hahaha... Nie umiem się już śmiać, głowa tak bardzo boli. Coś krzyczy, a ja cierpię. Nieczuły. Jednym pociągnięciem, chwyta mnie za kołnierz koszuli. Nie podoba mi się to. Niby krew zaczyna się lać, ale czy jest w tym jakiś sens? I tak już dawno wygrałem.

~*~

Panika i  strach. To czułem, gdy ciągnięty dziwnym poczuciem opiekuńczości, zajrzałem przez lekko rozchylone drzwi do pokoju Sasuke. Sam najmłodszy z Uchihów leżał na ziemi targany spazmami kaszlu, przez który wypluwał krew, która również wypływała z jego lewej reki. Był postrzelony. Itachi i Madara walczyli pięściami obijając się o wszystkie ściany. W tej nieszczęsnej chwili, która mogła zwiastować śmierć, dojrzałem moją szansę. Madara nijak mógł zareagować na powiadomienie policji, więc taki też ruch uczyniłem. Szybkie poinformowanie o postrzeleniu, podanie adresu, danych. I mogłem tylko czekać na zbawienny dźwięk syreny policyjnej i karetki. Ukryłem się wiedząc, że nie mogę pomóc w żaden sposób i w obawie o własny tyłek.
Gdy wyrwano drzwi wejściowe z zawiasów, poczułem nieopisaną ulgę. Policjanci zakuli rzucającego się Madare i spokojnego Itachiego w kajdanki. Sasuke zabrali lekarze i odjechali do szpitala. Ja zaś pojechałem na posterunek.

________________________
*aniki — starszy brat
**ototo — młodszy brat; braciszek

11 komentarzy:

  1. Ajj, super!!! Tylko biedny Sasek, chliip... A Madarę ukatrupić, zaje...ć... zabić na śmierć... No, zlikwidować na amen ;d

    ~Do_ris, 2011-12-13 21:12

    OdpowiedzUsuń
  2. Kuku!
    Z góry mówię, że średnio się mogę skupić na czytaniu (gałki oczne mnie bolą) więc błędy wytknę potem. Znalazłam nieliczne w twojej części, ototo i jak mniemam dwa w części Calessy. Ale to i tak mało :)
    Ekhem.
    Wow.
    Wow O.O
    Albo się bardziej rozpisze- mnie to się podobało :D
    Średnio nadążałam za relacjami- Itachi-Sasuke, ale jest Tasiu jest impreza, więc mi tam pasi */__\*
    Ogólnie to bardzo fajno, kawałek napisany przez Calessę również mi się bardzo podobał. Congratulations.
    Wybaczcie, napiszę więcej innym razem.


    ~Kan, 2011-12-13 21:30

    OdpowiedzUsuń
  3. Notka świetna, nie mogę się doczeka co będzie dalej. Zły madaruś niech zostawi saska wymierzyć mu sprawiedliwość! xD

    ~Deidi, 2011-12-14 22:03

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu komentuje : >. mam nadzieję, że się cieszysz i wybaczysz mi tą zaległość. Rozdział mi się podobał, błędy Ci wypisałam : D.
    Jestem ciekawa końcówki, gdy Naruto wezwał policję ; x i co będzie dalej? Zakuli nawet Itachiego, który jest niewinny? Ach. I Sasuke będzie wolny od Madary. Od złego wujaszka. Calessa spisała się w tej roli : ).
    Czekam na więcej : )

    ~Aiko, 2011-12-17 10:59

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna grafika, zarąbisty początek, choć jak dla mnie za szybka akcja ;) no i jestem pod wrażeniem, ja na początku swojego fun ficka wszystko mieszałam i wychodziły mi jakieś bzdury xD ale bosz Niesamowity tekst czy Ty już kiedyś czegoś nie pisałaś? Jak ja porównuje swoje pierwsze notki z teraźniejszymi to mam wrażenie że te pierwsze pisał ktoś inny ;P
    Nie zwracaj uwagi na powiązania rodzinne Sasuke z Madarą wiele osób zrobiło z nich wujka i bratanka ja miałam taki sam zamiar, ale do tego momentu jeszcze długa droga xD
    Świetnie wplatasz motywy z oryginału historii do swojego opowiadania, Jednym słowem świetne. Jestem pod wrażeniem ;)
    Zapraszam do mnie ;D www.yaoicowo.blog.onet.pl

    ~Suzuno, 2011-12-17 17:24

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy przeczytałam to: " Usłyszałem rytmiczne uderzenia ciężkich butów, typu glany [...]" to padłam xd Łasica w glanach! Czuje sie dumna, że nazwano mnie "Yumi, która ma glany" xD Rozdział mi się podoba- w stylu Mei, bo tylko Kama może maltretować Saska! :D
    Kolejny rozdział "poczebuje "*-*

    ~Yumi~, 2011-12-17 19:28

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie przejmuję się spamami więc nie przepraszaj ;) Mnie osobiście nie zraża paring NaruSasu i z chęcią poczytam na ten temat. Oczywiście będę wdzięczna za powiadamianie mnie na blogu ;) Szablony robię sobie sama mam już wprawę ;) ale brak czasu ;P Jeśli chodzi o nietypowe paringi to na swoim blogu mam oneshota z Fugaku i Itachim ;) więc można powiedzieć, że sama też mam małe w tym doświadczenie no i w jednej z notek Sasuke też jest uke ;P Jak se kiedyś przejrzysz to zauważysz ;) Twój komentarz był całkowicie zrozumiały, czego pewnie nie będziesz mogła powiedzieć o moim bo świętujemy moją rocznicę ślubu i nie do końca kontaktuje. Pozdrawiam i życzę wena www.yaoicowo.blog.onet.pl

    ~Suzuno, 2011-12-17 22:15

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że ten paring chcesz ponieważ, akurat taki piszę akurat teraz ;) KakaSasu nie ma sprawy, ale nie wiem na kiedy byłby gotowy bo jak przejrzysz bloga to zauważysz, że u mnie z punktualnością to krucho więc nic nie obiecuję, a wena czasami lubi płatać figle, więc ostatecznie nigdy nie wiadomo co w końcu opublikuję ;P

    ~Suzuno, 2011-12-18 14:08

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem co masz do tego rozdziału, mi się podobał :) Wygląda, że z tego opowiadania wyjdzie trylogia, całe szczęście, że ich [Itachiego i Sasuke] cierpienie się skończy. Więc teraz będzie działać Naruto, tak ??

    P.S Wybacz, że późno, ale szkoła i wystawienie proponowanych ocen śródrocznych, sama rozumiesz.

    Pozdrawiam i Wesołych Świąt

    ~Zaćmienie, 2011-12-22 21:50

    OdpowiedzUsuń
  10. o cholera ale to dobre!
    wybacz, że dopiero teraz, ale ... dobra nie będę się głupio tłumaczyć tylko skomentuje :)
    no to to było cholernie dobre!
    jaa taki pokręcony tryb myślenia ...
    bosko opisałaś te wydarzenia, a ta wstawka Calessy dodała temu wszystkiemu jeszcze ( a to możliwe? ;p) takiego pazura
    no Naruto na coś się przydał, wezwał policję
    a "kochany" wujaszek w końcu zgarnięty, ale mam nadzieję, że Itachi no wiesz no wyjdzie na wolność... :)
    uuuou nie wiem czy wszystko wypisałam, ale zrobiłaś na mnie wrażenie!
    kurde no masz się pospieszyć z nowym rozdziałem :) ja czekam z niecierpliwością i nie zapomnij mnie powiadomić :D


    ~black_rosa, 2011-12-29 14:34

    OdpowiedzUsuń
  11. Beluś w końcu przeczytała!:D i sie jej podobało;p
    ogolnie Sasuś taki bezbronnym och jej ;3
    Do tej pory jakoś nie przepadałam zbytnio za tym gatunkiem, jednak patrze ze przekonać się do niego trzeba;p bo ciekawie się zapowiada ;p

    Och ten Sas<3
    pozdrawiam [song-for] :*

    blue_bell@onet.pl, 2011-12-29 21:14

    OdpowiedzUsuń